Skocz do głównej treści strony
Prowincja

W wieku 100 lat zmarł o. Łucjan Królikowski OFMConv

Utworzono: 11-10-2019

11 października 2019 r. nad ranem w wieku 100 lat zmarł o. Łucjan Królikowski.

Ostatnie pożegnanie śp. o. Łucjana odbędzie się we wtorek 15 października 2019 r. w Bazylice św. Stanisława w Chicopee, w Stanach Zjednoczonych, gdzie o. Łucjan posługiwał przez ostatnie lata.

O. Łucjan urodził się 7 września 1919 r. w Nowym Kramsku niedaleko Zielonej Góry w rodzinie Stanisława i Wiktorii z domu Tomiak, jako trzeci z czwórki rodzeństwa. Jako nastolatek wstąpił do zakonu franciszkanów w Niepokalanowie, a swoje śluby czasowe składał w obecności o. Maksymiliana Kolbego, ówczesnego gwardiana klasztoru.

W roku 1939 o. Łucjan został wysłany na studia filozoficzne do Lwowa, jednak 1 września wybuchła wojna i młodzi klerycy byli zmuszeni do ukrywania się. 23 września 1939 r. Lwów skapitulował przed Armią Czerwoną. Mimo to początkowo klerykom udało się kontynuować studia – ukończyli kurs filozofii w czerwcu 1940 r. Niedługo potem młody franciszkanin został aresztowany przez NKWD i w jednym z bydlęcych wagonów wywieziony na Syberię, gdzie żył i pracował w nieludzkich warunkach przy ścince drzew w syberyjskiej tajdze. Panowały tam okropne warunki higieniczne, mieszkaniowe i żywieniowe. Brakowało jedzenia, podstawowych środków czystości, leków, ubrań – jednym słowem wszystkiego.

Wolność – podobnie jak blisko milionowi Polaków wywiezionych w głąb Związku Sowieckiego – przyniósł mu układ Sikorski-Majski z 30 lipca 1941 r., który gwarantował „amnestię” dla obywateli polskich więzionych m.in. w obozach Gułagu. O. Łucjan z trudem przedostał się do Buzułuku, niewielkiego miasteczka nad Samarą, gdzie stacjonował sztab Polskiej Armii pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Wraz z Armią Andersa przemierzył Kazachstan, Uzbekistan i Kirgizję w zatłoczonych wagonach towarowych. Ukończył Szkołę Podchorążych Artylerii w Kirgistanie i z Wojskiem Polskim dotarł do Persji i Iraku.

Nadal jednak chciał być zakonnikiem, nie żołnierzem. Wiosną 1943 r. dotarł przez Palestynę do Bejrutu, gdzie rozpoczął studia teologiczne na Uniwersytecie św. Józefa, które ukończył w 1946 r. i 30 czerwca otrzymał święcenia kapłańskie. Jego pierwszą pracą duszpasterską była posługa w Szpitalu Wojennym w Al-Kantara nad Kanałem Sueskim. W czerwcu 1947 r. wypłynął do Afryki Równikowej, gdzie podjął pracę duszpasterską wśród polskich dzieci (były to dzieci z matkami oraz sieroty, które NKWD wysiedliła ze wschodniej Polski i wywiozła na Sybir – te, które ocalały, zostały uratowane przez wojska gen. Andersa i po wojennej tułaczce znalazły się w Afryce). Osiedle Tengeru, do którego został skierowany o. Łucjan, było położone parę stopni na południe od równika w Tanzanii. Po okropieństwach Syberii małym tułaczom miejsce to wydawało się niemalże rajem. Wcześniej umierali z głodu i chorób: tyfus, dyzenteria, dur plamisty, malaria były dla nich chlebem codziennym. Dlatego, gdy już jako dorośli opowiadają o Afryce, nadal się rozpromieniają – bo tam był inny świat.

Jednak szczęście nie trwało długo. Kiedy w 1949 r. IRO (Międzynarodowa Organizacja Pomocy Uchodźcom) postanowiła zlikwidować polskie obozy w Afryce a dzieci wraz z opiekunami odesłać do komunistycznej Polski, o. Łucjan podjął decyzję by pomóc sierotom, i za namową krewnych, którzy nie chcieli oddać małych tułaczy w ręce komunistycznego reżimu, wraz z dziećmi wyemigrował do Kanady. Na początku czerwca 1949 r. prawie sto pięćdziesiąt polskich sierot wyruszyło z Afryki w długą podróż, która miała się dla nich zakończyć w nowym domu. Po wypłynięciu z Afryki, po wielu perturbacjach dotarli do Włoch. Następnie, dzięki wielu przychylnym ludziom udało się wywieźć dzieci do Niemiec, do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Bremie, a stamtąd do Kanady.

W Kanadzie o. Łucjan był nie tylko ich prawnym opiekunem, ale także zajmował się ich edukacją i wychowaniem, dopóki nie osiągnęli pełnoletniości. Tymczasem w Polsce komuniści wpadli w szał. Do próby ich odzyskania chciano wykorzystać nawet ONZ. Jednak na próżno – dzieci o. Łucjana były już wolne.

Można zadać sobie pytanie: Dlaczego to zrobił? Skąd ta chęć bezinteresownej pomocy tak wielkiej liczbie polskich sierot? Wydaje się, że sam o. Łucjan udziela najlepszej odpowiedzi w swojej ostatniej książce „Abba – Ojcze! Przemyślenia sybiraka i tułacza”: Życie człowieka jest grą, sztuką, realizacją Boskiego utworu, który nosi tytuł: MIŁOŚĆ. Ona jest tak wpleciona w życie, że stanowi pobudkę ludzkich myśli, słów, czynów i działań. Mówi się, że łatwiej napisać książkę niż dobrze przeżyć dzień. Każdy człowiek występuje na ziemskiej scenie tylko raz. Wszyscy potomkowie Adama i Ewy, aż do ostatniego człowieka, biorą udział w jednej i tej samej sztuce. Tytuł Boskiej gry zapisany jest w Ewangeliach. Ta jedyność powinna zastanawiać. Tytuł ten łatwo odgadnąć: miłość Boga, miłość bliźniego i miłość stworzeń. Miłość bliźniego bez różnicy rasy, narodowości, religii, przekonań politycznych, nawet miłość tzw. nieprzyjaciół. Reżyser oczekuje, że miłość będzie autentyczna, prawdziwa, rozwinięta do najwyższych granic, bohaterska. Miłość, która nie skrzywdzi biednego, bezbronnego jak dziecko, nie zerwie kwiatka, by go za chwilę podeptać, ani nie zgładzi psa czy kota.

Wśród Polonii w Kanadzie o. Łucjan Królikowski pracował do 1966 r. W latach 1966-1998 pełnił obowiązki głównego sekretarza w polonijnym programie radiowym „Godzina Różańcowa Ojca Justyna” w Athol Springs, osiedlu Hamburga w hrabstwie Erie w Stanach Zjednoczonych. Wydaje się, że był na ten czas idealnym kandydatem do radiowej pracy. Historiami, którymi mógł się dzielić na antenie radia katolickiego, sieci dla Polonii w Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie, miał bez liku. O. Łucjan wciąż się dokształcał, szukając inspiracji w książkach i bieżących wydarzeniach.

Ostanie lata swojego życia o. Królikowski spędził w Stanach Zjednoczonych, we franciszkańskim klasztorze w Chicopee. W 2007 r. prezydent Rzeczpospolitej Polskiej Lech Kaczyński wręczył mu Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski, a w 2012 r. został odznaczony Orderem Uśmiechu. Podczas wręczania tego ostatniego, śpiewano mu już nie „Sto” a „Dwieście lat”, kiedy tradycyjnie przechylał kielich z sokiem z cytryny.

Pamiętajmy w modlitwie o świętej pamięci o. Łucjanie! +

Za: www.franciszkanie.pl

Przejdź do góry strony