Najczęściej czytane
Coimbra – miasto św. Antoniego
13 czerwca Kościół wspomina jednego z najbardziej znanych świętych na świecie – św. Antoniego Padewskiego, franciszkanina, specjalistę od odnajdywania zagubionych rzeczy. Z tej okazji zapraszamy do lektury tekstu o. Piotra Bielenina o Coimbrze, mieście, w którym św. Antoni postanowił zostać naśladowcą św. Franciszka.
Późnym wieczorem dotarliśmy do Coimbry. Postawiliśmy samochód na obrzeżach miasta na parkingu pod wiaduktem trasy szybkiego ruchu. Czekał nas nocleg w samochodzie. W miarę możliwości, jak na trzech pasażerów, porozkładaliśmy siedzenia i szybko zasnęliśmy przy szumie mknących górą samochodów i wspomnień minionego dnia.
Jeszcze w południe celebrowaliśmy Mszę Świętą u św. Jakuba w Santiago de Compostela i byliśmy świadkami niepowtarzalnego obrzędu okadzenia z użyciem Botafumeiro, wielkiego trybularza mierzącego 160 cm i wypełnionego prawie 40 kg węgla drzewnego, który rozkołysany siłą ramion ośmiu mężczyzn przez cały transept przelatuje od jednego do drugiego sklepienia, rozsiewając dym i zapach kadzidła po całej katedrze. Jeszcze po południu zanurzaliśmy stopy w oceanie, pochmurna pogoda, przenikliwy wiatr i zimna woda nie pozwoliły na więcej. A teraz już na rodzinnej ziemi św. Antoniego.
Na początek dziękczynienie
Obudziło nas słońce, niskie nad horyzontem, zaczęło przez szyby zaglądać nam w oczy, przypominając, że szkoda dnia na sen. Po porannej toalecie z wykorzystaniem butelki wody mineralnej, przejechaliśmy do centrum, gdzie zaparkowaliśmy samochód przy chodniku jednej z ulic wyznaczających granicę Starego Miasta. Zaledwie weszliśmy w pierwszą ulicę, zobaczyliśmy kościół, do którego otwartych drzwi zmierzali ludzie. Poranna Msza Święta. Weszliśmy i my kierując się prosto do zakrystii. Ależ oczywiście możecie ze mną odprawiać – zgodził się starszy kapłan. Skąd jesteście? Z Polski! O! To z bardzo daleka. Msza była recytowana, bez śpiewów, ale pełna namaszczenia i wręcz czuć było jak słowa kapłana tworzą harmonię z cichymi głosami wiernych, zamieniając się w jedno wspólne dziękczynienie. Pożegnaliśmy sympatycznego kapłana i wyruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Jak zwykle bez mapy i przewodnika – tak, jak poprowadzi droga, ze spokojem, bo przecież wcześniej czy później i tak dotrzemy tam gdzie warto.
Bez zbędnego pośpiechu
Zanim jednak zdążyliśmy się na dobre zagłębić w labirynt miasta odezwała się natura. Jeden z nas pilnie musiał pójść do toalety. I początkowo sprawa wydawała się bardzo prosta, szybko bowiem znaleźliśmy właściwe miejsce. Niestety, aby otworzyć drzwi trzeba było wrzucić monetę o odpowiednim nominale. I tu pojawił się problem. To był rok 2001 i brakowało jeszcze kilku miesięcy do wprowadzenia wspólnej waluty euro. Mieliśmy w kieszeniach złotówki, marki, franki, pesety, ale ani jednego escudo. Nie tracąc z oczu tak ważnych drzwi, zaczęliśmy się rozglądać za jakimś miejscem wymiany. O, jest bank niedaleko! Ze sto metrów, a biegiem pięćdziesiąt. I znów pośpiech na nic. Jeszcze zamknięte. Otwarte od ósmej. Patrzymy na zegarki. Za dziesięć. Nie ma co szukać gdzie indziej. Czekamy. Wreszcie ósma. Ale niestety drzwi pozostają zamknięte. Kiwamy głowami. Cóż, na południu podejście do czasu różni się od naszego. Kiedy jednak mija kwadrans i sytuacja się nie zmienia, zaczynamy się dziwić. No przecież to w końcu bank, a bankierzy na całym świecie wiedzą, że czas to pieniądz. Po kolejnych piętnastu minutach rezygnujemy i ruszamy szukać innego banku. Idziemy uważnie przypatrując się szyldom i mijanym witrynom. I tak stajemy przed sklepem zegarmistrza. A tam wszystkie zegary jak jeden wskazują siódmą czterdzieści dwa. Dopiero wtedy dociera do nas, że czas w Portugalii w stosunku do środkowoeuropejskiego różni się o godzinę. Przestawiamy zegarki i wolno, spokojnie, przynajmniej w dwóch trzecich grupy, wracamy pod znajomy bank. Widać w środku ruch, a punktualnie o ósmej miejscowego czasu bank jest otwarty. Transakcja to tylko kwestia kilku chwil i wreszcie te najważniejsze w tym momencie drzwi zostają otwarte. Zresztą problem znika, bo miasto zaczyna się budzić i swoje podwoje zaczynają otwierać bary, aby mieszkańcy mogli wypić kawę i zjeść rogalika na śniadanie. Czego i my nie omieszkamy zrobić przed wyruszeniem w dalszą wędrówkę.
W labiryncie uliczek
Coimbra bardzo przypomina mi Kraków pomimo różnic w topografii i architekturze. Może trochę przez historię: miasto było stolicą Portugalii do 1255 r. i dało krajowi pierwszą dynastię królów, tu znajduje się najstarszy uniwersytet założony już w 1290 r. Zresztą do dzisiaj to najważniejszy ośrodek życia akademickiego w kraju. Miasto jest pełne młodych ludzi. I może to także tworzy w tym mieście specyficzną atmosferę. Ponadto brak tu wielkomiejskiego pośpiechu obecnej stolicy. Uliczki wąskie i strome, wyłożone kamieniami, schody, ciasne zaułki i średniowieczne łuki sprzyjają powolnemu poruszaniu się. Dodatkowo sytuację komplikują wszędzie zaparkowane samochody zwężając jeszcze bardziej uliczki, które piesi muszą dzielić z tymi autami, które są w ruchu, co czasami wręcz wymaga chowania się w bramach, aby samochód mógł przejechać. I tylko od czasu do czasu otwiera się szeroka przestrzeń jakiegoś placu, zazwyczaj przyozdobionego kościołem lub jakąś publiczną budowlą. Na jednym z takich placów mieści się Sé Velha – Stara Katedra, gotycka budowla, która zewnętrznie zachowała prawie bez zmian swój średniowieczny wygląd. W środku szczególnie warto zobaczyć gotycki główny ołtarz i chrzcielnicę. Do kościoła przylega też piękny romańsko-gotycki krużganek. Docieramy i do Sé Nova – Nowej Katedry, której barokowy fronton bardziej przypomina pałac niż świątynię. I oba kościoły, choć piękne i godne zobaczenia, nie są jednak celem naszej wędrówki po mieście. Jest nim klasztor Krzyża Świętego. Dlaczego właśnie to miejsce? Bo to tu mieszkał Fernando Martins de Bulhões, przyszły św. Antoni z Lizbony, jak mówi się konsekwentnie w Portugalii, albo z Padwy jak mówi się w innych krajach.
Św. Antoni z Lizbony
Pochodził z arystokratycznej rodziny i choć był pierworodny wybrał życie zakonne, wydaje się nie bez oporu najbliższych, wstępując w wieku 15 lat w rodzinnym mieście do klasztoru kanoników regularnych Krzyża Świętego, żyjących według reguły św. Augustyna. Pozostał w opactwie św. Wincentego około dwóch lat. Potem, pragnąc większego skupienia i oddalenia od rodziny, która ciągle namawiała go do porzucenia habitu, poprosił o przeniesienie do klasztoru Krzyża Świętego w Coimbrze, odległej o 230 km. Klasztor był wielki, liczył ponad siedemdziesięciu zakonników. Tu prawdopodobnie został wyświęcony na kapłana. Biegły w Piśmie Świętym, dziełach Ojców Kościoła i kaznodziejstwie, wsparty wysokim urodzeniem, miał przed sobą błyskotliwą karierę kościelną i to nie tylko ograniczoną do murów rodzimego opactwa. Jednakże dwa wydarzenia zmieniły wszystko i przyczyniły się do zapisania zupełnie innej historii.
Pierwsze, to mianowanie przez króla Alfonsa II przełożonym klasztoru człowieka mu bliskiego i zaufanego, ale o wątpliwej gorliwości zakonnej, co przyczyniło się do osłabienia wewnętrznej karności i podziałów we wspólnocie. Drugim, spotkanie z pierwszymi męczennikami franciszkańskimi. Według niektórych autorów w drodze do Afryki Berard i towarzysze mieli zatrzymać się na pewien czas w Coimbrze i już wtedy swoim stylem życia wywrzeć ogromne wrażenie na Fernandzie. Pewne jest jednak spotkanie po ich śmierci, bo ciała męczenników zostały przewiezione do Coimbry i złożone w kaplicy opactwa Świętego Krzyża. Spotkanie to zaowocowało przejściem Fernanda do braci mniejszych.
Plac, przy którym znajduje się opactwo jest wyjątkowo duży jak na Starą Coimbrę. Dodatkowo bardzo ozdobny portal nad głównym wejściem uświadamia nam, że mamy do czynienia z nadzwyczajną budowlą. Wnętrze tylko to potwierdza. Czujemy się tu niezwykle, uświadamiając sobie, że przecież to było miejsce życia św. Antoniego, że tu się modlił, tu studiował, tu sprawował sakramenty i głosił słowo Boże. Wreszcie spotykamy i jego samego. W bocznej nawie, we wnęce znajduje się jego figura z Dzieciątkiem Jezus na ręku. Rozpoznajemy go, choć ubrany jest w biały habit kanonika, z komżą i czarną pelerynką. Docieramy wreszcie i do kaplicy pięciu braci męczenników z Maroka, gdzie znajdują się ich relikwie. Trwamy przez dłuższą chwilę na modlitwie, pamiętając zwłaszcza o tych braciach, którzy są na misjach. Potem jeszcze wchodzimy do dawnej biblioteki i na krużganki, na nowo wracając do czasów młodego Fernanda.
Franciszkańskie obłóczyny
Nasza dalsza droga w Coimbrze nadal biegnie jego śladami. Wyjeżdżamy z centrum do nowej dzielnicy, do leżącego kiedyś poza miastem klasztoru-pustelni: Santo António dos Olivais. Być może już w 1218 r. kaplica poświęcona św. Antoniemu Pustelnikowi została ofiarowana wspólnocie franciszkanów i to właśnie tę wspólnotę młody Fernando prosi o przyjęcie do Zakonu Braci Mniejszych, a chcąc rozpocząć życie całkowicie nowe, przyjmuje i nowe imię na cześć patrona miejsca, nazywając się odtąd bratem Antonim. To stąd za pozwoleniem późniejszego generała zakonu, a wówczas prowincjała Hiszpanii, Jana Parenti, wyrusza i on jesienią 1220 r. do Maroka na misje i po męczeństwo. Ale to już dalsza historia. My pozostajemy w Coimbrze. Przez ozdobną bramę wchodzimy na schody prowadzące na szczyt wzniesienia. To tam znajduje się kompleks klasztorny, a w nim to, co najcenniejsze – stary gotycki kościółek św. Antoniego Opata, przyozdobiony, co zresztą charakterystyczne dla całej Portugalii, scenami biblijnymi i z życiorysów świętych, malowanych niebieskim kolorem na ceramicznych płytkach nazywanych azulejo. To na posadzce tego kościołka klęczał św. Antoni kiedy po raz pierwszy zakładał habit franciszkański. Co wtedy myślał? Marzył o szybkim męczeństwie, nie wiedział dokąd zaprowadzi go życie i wola Boża. I choć życie jego było krótkie, to przecież od tego momentu aż do pogrzebu w Padwie wypełnił je wspaniałą historią. My jeszcze krótko pozdrawiamy braci z klasztoru i ruszamy w dalszą drogę w kierunku narodzin i dzieciństwa Fernanda – do Lizbony. Ale to już materiał na inną opowieść.
o. Piotr Bielenin OFMConv
Artykuł ukazał się na łamach dwumiesięcznika franciszkańskiego „Posłaniec św. Antoniego z Padwy” 1/2017. Zapraszamy na stronę pisma: www.poslaniecantoniego.pl, na której można znaleźć wiele ciekawych informacji o Świętym z Padwy i nie tylko.
za: franciszkanie.pl